czwartek, 18 października 2012

p r z y g o t o w a n i a (11)

Rig, Bercka i Scott byli zmęczeni szukaniem dojścia. Korytarz za każdym razem kończył się ścianą lub schodami po których wchodzić nie mieli zamiaru.
- Kolejne schody! - Warknęła Bercka.
Były czarne, teoretycznie metalowe, jednak materiał dokładniej nie był im znany. W Eterze zawsze robiono schody wyłącznie z marmuru. Pomiędzy schodkami było widać coś w oddali, jakby pod spodem.
- Jakim cudem drzwi są na dole, skoro nie widzieliśmy nigdy zejścia na dół? - ruda tupnęła nogą, schody zatrzęsły się.
- W zamku Mochii drzwi nigdy nie są w tym samym miejscu, przemieszczają się. Przecież byłoby to zbyt proste, ale skoro nie ma zejścia na dół to znaczy, że może to nie to, czego szukamy? - Rig podpierając ścianę wysnuł kilka ciekawych wniosków. Jednak Scott nie chciał tego słuchać, wyciągnął miecz, zabłysł on od pobliskich świec i złotych ramek na obrazy. Złapał broń w dwie ręce i zamachnął się z całej siły. Miecz zabłysł, widać nie było to zwykłe uderzenie. Niestety, schody nie pękły. Ze złości uderzył w podłogę dynamicznie, w różne miejsca, rozcinał ją, aż w końcu zawaliła się pod jego ciężarem tak jak i pod resztą z jego kompanów. Scott zręcznie wylądował na dwóch zgiętych nogach podpierając się mieczem. Bercka zaś zrobiła ze cztery fikołki. Rig oczywiście upadł tradycyjną metodą.
Drzwi stały przed nimi. Duże, mosiężne ze złotą klamką z głową lwa na czubie. Trzy razy wyższe niż niejeden rosły mężczyzna. Scott pchnął je i przygotował się do walki, był już rozgrzany. Jednak zastał pustkę i zniszczoną doszczętnie ścianę. Kilka rozlanych trunków, połamany stół i ze dwa krzesła.
- Ah, czyli po prostu oni... tak... wyszli sobie, tam, o? - wskazał palcem w ogromną dziurę w ścianie, która prowadziła do miasta.
- Naprawdę dziwne, że jej nie zauważyliśmy. - Ruda rozejrzała się po całej sali.
- Wtedy jej jeszcze zapewne nie było, to musiało się zdarzyć góra trzy godziny temu, kiedy gubiliśmy się w korytarzach... - dodał blondyn chowając miecz do pochwy na plecach.
Ktoś zaczął się krząkać za tronem, ze ścierką. Czyścił wszystko co było pobrudzone, służka! Kiedy ich zauważyła od razu uciekła krzycząc coś w "Ratunku, na pomoc".

Usłyszawszy wcześniej dźwięk rozwalonej ściany pobiegła w stronę, która teoretycznie powinna ten grzmot wyprodukować.
- Hej, to ty! 
Krzyki, które usłyszała za sobą zmotywowały ją do szybszego biegu, tym bardziej, że barwa głosu przypominała jej osobnika, którego poznała całkiem niedawno w ciemnym pokoju bez wyjścia. Po kilku chwilach nie kierowała się do miejsca, które było epicentrum hałasu, jednak po prostu przed siebie próbując zgubić Nefryta. To się jednak nie udało, ponieważ w pewnym momencie wpadła na coś wysokiego i twardego jak kamień. Ah tak, to zapewne ciało berka. Odbiła się od niego i upadła.
- Jak ty... stamtąd wylazłaś.. ? - zapytał tylko, zakrywając oczy dłonią z zażenowania. Gdy tylko wstała chwytem strażackim unieruchomił ją i szybko się przemieścił. Nie znała *takiej techniki, nawet nie poczuła, kiedy stanęli przed drzwiami do sali audiencyjnej. Postawił ją na ziemie i złapał mocno za nadgarstek, otworzył drzwi i pociągnął ją, dosyć boleśnie. Gdy znaleźli się na samym środku popchnął ją na ziemie bez szacunku, kolana, wolała nie wstawać. Rozejrzał się, nikogo w sali nie było?
Nagle z samego żyrandola zleciał do niego blondyn i jego miecz przeciął klatkę piersiową Helliona idealnie, nie lubił ceregieli. Nefryt zawył z bólu, jednak można było w tym usłyszeć dużo złości i żałosności. Mimo, iż był przebity mieczem, złapał Scotta za szyję, helliońskie oczy zrobiły się czarne, pełne gniewu..

Siedzieli przy herbacie już kilkanaście godzin, królowa spoglądała Willi w oczy nie dając jej chwili wytchnienia, Smerthe spokojnie popiła gorzką.
- Budząc się do głowy przyszedł mi wyśmienity plan - Biała pstryknęła w dłonie. Jakiś doradca pełen strachu przyniósł jej szkatułkę poszarzałą, przysłonięta kurzem. Królowa delikatnie i z czułością położyła przedmiot na stole.
- My, Soft Vampire - otworzyła szkatułkę - jesteśmy silni, wspaniali, nie do pokonania, Eter, jaki jest?
- Taki sam! - krzyknęli jej kmioci.
- Wyśmienicie powiedziane - zanurzyła swoje wychudzone palce do środka - Hellion, odrażający, niby to odważny, tak samo jak ta rasa ludzka, roku 9 miało się wszystko zakończyć... zbliża się ten dzień prawda? Więc... możemy przyśpieszyć wszystko, niszcząc cały hellion - zasyczała wprost do szkatułki - wszystkich przedstawicieli rasy ludzkiej, którzy mogą się sami obronić - ze szkatułki zaczęło wystawać coś białego - i przejmijmy władzę nad tym, co najcenniejsze - z środka wysunął się biały, **nieskazitelny wąż, który wił się po stole, w strone Willi - co na to Ty, i Ci Twoi... koniożercy?
Willa połknęła slinę.

* Technika, której użył Nefryt nazywała się Brian Vito, czyli po prostu szybkie, wręcz błyskawiczne przemieszczenie.
**Wąż jest oznaką siły w świecie opowiadania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy