niedziela, 19 sierpnia 2012

w s p ó l n y . g r z e c h (06)

Raby nigdy jakość szczególnie nie interesowała się kodeksem nieb, ale gdy wspomnieli o zasadach bycia żywicielem przeszło jej przez myśl, że mogła być przez Lily wykorzystywana. Zresztą, za bardzo się tym nie przejmowała, w życiu miała spełnić jedną misję, potem mogła oddać się dla dobra ludzkości, skoro to miało ziemię uratować.
Shade rzucił łańcuchem obejmując nim jego tors, syknął z bólu. Łańcuchy przepaliły Aaronowi koszulę, to musiało boleć i zostawić jakąś bliznę. Ten jeden ruch zdenerwował go. W oczach syna władcy pojawił się gniew, odcień zmienił się na krwistoczerwony, twarz nabrała stalowy i pobladły odcień. Włosy zjeżyły się ku czubkowi. Shade uśmiechnął się, Raby pierwszy raz widziała uśmiech Hellianina, był absolutnie uroczy i zadziorny, chociaż u niego wyglądał szczególnie, bo wydawał jej się gościem, którego wszystkie uśmiechy można by policzyć na palcach jednej ręki.
Aaron otworzył skrzydła. Sposób ten był dość bolesny, gdyż dosłownie wyrosły mu one w pleców rozrywając łańcuchy. Skrzydła chyba nie służyły tylko jako element dekoracyjny, to w nich przechowuje się dusze ludzkie, im ich więcej tym skrzydła silniejsze. Aaron miał ich chyba dość dużo, skoro niepozornie wyglądające zdołały rozerwać łańcuchy w tak łatwy sposób, niczym zbicie lustra. Skrzydła były poszarzałe, to oznaka, że zebrane dusze nie były czyste, chociaż zdarzały się wyjątki. Machnął nimi przerzedzając powietrze, podmuch strasznie silny, okoliczna rada postanowiła jak najszybciej wyjść z pomieszczenia. Niekoniecznie można by nazwać ich tchórzami, po prostu nie chcieli się mieszać. Tylko Mochia został na miejscu, oczywiście nie licząc Raby kulącą się pod ścianą. Ta energia zakłócała ją, nie mogła zbyt dużo zrobić.
Shade postanowił także nie ukrywać swoich skrzydeł. Były prawie identyczne, trochę ciemniejsze trafiło się więcej dusz nieczystych. Nie czekając zbyt długo wycelował w niego drugim, ostatnim łańcuchem. Ominął atak, łańcuch trafił w ścianę. Zburzył ją, Shade także był pełen gniewu, jednak potrafił nad nim panować lepiej niż Aaron, drugi atak trafił go znów w tors, Aaron wypadł przez ścianę na otwartą przestrzeń.
Shade nie chciał tracić czasu, wycelował w niego płynną gorącą stalą z resztek poprzedniego łańcucha. Aaron w tym samym czasie odbił ten atak *Taironem, który rozprzestrzenił się na dość duży teren paląc podłoże, Shade musiał być w powietrzu.
Raby nie chciała tracić czasu, nie mogła pozwolić, aby któreś z nich zginęło, to nie oni mieli ginąć. Nie oni. Mochia próbował ją jakoś powstrzymać, gdy biegła w stronę wyjścia, jednak po dłuższej chwili zastanowienia uznał, że walka byłaby ciekawsza we trójkę. Chociaż Raby zawsze wymyślała coś, żeby do rozlewu krwi nie dochodziło. Widząc palący się węgiel i okoliczne rośliny wiedziała, że nie może się przedostać do nich na nogach. A tym bardziej, kiedy mieli skrzydła. Mogła podskoczyć, dzięki żywiołowi powietrza, jednak nie mogła się utrzymać w powietrzu, Potrzebowała czegoś stabilnego, uznała, ze dach to odpowiednie miejsce. Tylko musiała się od czegoś odbić. Lekki znak drogowy to był dobry pomysł, skoczyła i odbiła się od niego i zawisła w powietrzu na krótką chwilę, nie dane jej było doskoczyć nawet do dachu, bo jakieś silnie dłonie złapały ją w pasie i ścisnęły mocno.
- Nazwiemy to naszym...wspólnym grzechem... - wysyczał jej do ucha. Ona tylko jęknęła z bólu.

*Tairon - atak Mochii(teraz także Aarona) z pierwszej serii; zwierzę z ognia gnające w stronę przeciwnika, często stają się tylko kulą ognia wielkości budynku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy