niedziela, 19 sierpnia 2012

k o n i o ż e r c y (07)

Nie dane jej było jednak nawet zareagować, straciła przytomność przez energię Tairona. Była zbyt blisko..ognia. Mimo, że jej czułość na ból jest zmniejszona, jej ciało nie za dobrze znosi takie klimaty. Aaron, rzucił Raby gdzieś na dziury węgielne, aby więcej ognia się do niej nie dostało. Według niego nie powinna się wtrącać, tylko by przeszkadzała.
- Shade, ustąp. Wiesz, że nie uda Ci się wygrać. A to mój posiłek - młody Mochia warknął. Chociaż starał się, by zabrzmiało to pokojowo nie udało mu sie ukryć swojego gniewu. Shade nie odpowiedział mu na to. Rzucił łańcuchem w jego kończyny. Dźwięk łamanych kości obił się o uszy pobliskiego Mochii - to był znak, że musi reagować. Cóż, to nie odpowiednie miejsce na walki, w końcu nie wszyscy Helloni zgadzają się na przemoc...mimo, że z niej słyną.
- Wystarczy. - Zagrzmiał im teraz w uszach, rozsypując całą ich energię na boki, zasłaniając domy srebrnym popiołem.

Krzyk wydobył się zza chmur siedziby Soft Vampire. Dawno, naprawdę dawno nie wychylali głów z kryjówki, bo i potrzeby za bardzo nie było. Pożywienie mieli, ostatniej nocy zużyli ostatnie pożywienie.
- Nie wydzieraj się tak, idiotko - warknął na nią wysoki mężczyzna, ubrany w zakurzony płaszcz. Ogólnie wyglądał na jakiś stary eksponat, chociaż twarz młoda i przystojna to zbladła.
- Ale tu cholernie wysoko! Kto wymyślił, żeby wampiry chowały się tak wysoko? - rozglądała się w otworze, który został niedawno wyryty. Szykowali się do wyjścia.
- Nikt nie pomyśli, że chowamy się na ostatniej chmurze Hototaru. Zresztą, mało osób wie o jej istnieniu. Wytrzymałaś tutaj aż tyle? Jako jedyna nie jesteś wampirem..
Faktycznie, kobieta, blondynka, o krótkich włosach z przenikliwym i nieufnym spojrzeniem nie wyglądała na wampira. Raczej na Eterskiego żołnierza. Ale tym razem też pudło.
- Żywiąc się ludzkim mięsem...wytrwałam jakoś. Chociaż nigdy nie przyznam się do spożywania tutejszych posiłków są całkiem niezłe. Pomijając te bezkrwiste kąski - powiedziała odwracając się przodem. Kiedy przejrzała w końcu tę otwartą dziurę jej strój był bardziej widoczny. Strój przypominał Barckę, jednak ozdoby były wzorowane na żywiole powietrza.  Wirki, białe pnącza i oczywiście metalowa opaska na szyję. Oprócz tego biust miała umiejętnie schowany pod ledwo zapiętym płaszczem. Walczyła mieczem, większym od siebie samej - schowany był na plecach i nieco różnił się od niej. Snieżnobiały, bez skazy, często pobłyskiwał w słońcu, jakby zrobiony z lodowej błony.
- Wiekowa trzydziestka na koncie, a wciąż wyglądasz tak, że jako wampir mam ochotę zrobić z Ciebie swoją nierządnice.
- To nie średniowiecze, teraz to się nazywa kochanka. Ale ty nawet nie masz żony...serca też nie masz.
- Koniożercy się budzą, kiedy zima nadchodzi. Wilo, budź ich.

Iskra sprawiła, że przeciwnik wybuchł. Przynajmniej na moment mieli spokój. Wiedzieli, że przeciwnik miał dość wysoki poziom. A oni nie chcieli wyrabiać sobie jeszcze gorszej opinii. Uciekli. Jak najdalej od pałacu, do jakiegoś lasku. Jasnego zakątku bez cieni.
- Więc...odbicie Raby nie wchodzi w grę? - Bercka westchnęła rozżalona. Przysiadła pod drzewem wsłuchując się w szum drzew i *Silli.
- Tak właściwie, to do czego ona jest Ci potrzebna? Chcesz ją mieć przy sobie? Przecież..nie możesz. - Rig poruszył znowu ten temat. Jednak Bercka tylko rozszerzyła oczy z niewiedzy.
- Zdawało mi się, że jest w niej zakochany. Więc uważasz, że nie warto? - broniła go.
- Raby jest żywiołakiem powietrza. Scott chce zostać sztukmistrzem ognia, to jego żywioł, który odziedziczył po ojcu. Na dodatek, obaj są ludźmi...Jak to sie skończy? Dwa przeciwne żywioły...Co prawda mogą żyć razem...jednak najmniejsze dotknięcie boli. I to cholernie. Kiedy ją ratował..trzymał ją na rękach, pamiętasz? - przytaknęła, a on kończył - miał poparzone ręce. Jej mniej grozi, ma odporność na ból...ale chodzi o niego...nie pozwolę, żeby zmarnował sobie życie z tym czymś, co ma umrzeć!

*Sillie - małe, latające stworzonka przypominające wróżki. Duszyczki nienarodzonych dzieci zawsze śpiewające te samą smutną pieśń o tym, że drugie życie dla nich nie istnieje. Kolorowe, jednak najczęściej w postaci niebieskiej, zielonej i żółtej. Nie mają podziału na płeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy