niedziela, 19 sierpnia 2012

r u c h o m a . p o d ł o g a (09)

Miała przed sobą korytarze, kręte, nie do zrozumienia dla niej. Hellion wybudował je specjalnie, nie chciał, żeby ktoś niepowołany dostał się do sali głównej. Nie mieli strażników, sami potrafili się obronić w przeciwieństwie do Eteru. Zazwyczaj owe kręte korytarze były wystarczające, żeby zniechęcić wroga. W szczególności, że większość z nich była zwykłą iluzją prowadzącą do miejsca wyjścia, zamiast do tego odpowiedniego. Kiedy mknęła przez nie spokojnie z Shade nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby zapamiętać drogę. Usłyszała kroki. Więc jednak ktoś tutaj jest? Schowała się szybko w jakimś pomieszczeniu, które pierwsze wpadło jej do oka. Za drzwiami czekała ją ciemność, która sprawiała, że jej głowa pękała od niepokojących myśli. Odczekała chwilę, lub dwie i próbowała chwycić za klamkę. Nie udało jej się to.
- Przecież...przed chwilą tu byłaś! - Krzyknęła błagalnie. Nie chciała zostać w jakimś czarnym pomieszczeniu bez możliwości ucieczki. Drzwi albo się wtopiły, albo przesunęły się. Nie było ich tam. Na pewno...sprawdzała wiele razy. Przesunęła się kawałek Coraz dalej. Wydawało jej się, że ta ściana nie ma końca. Robiła się coraz cieplejsza. Wróciła się do punktu wyjścia. Nagle przed nią pojawiło się okno.


W jej wieku nie zrobił nic konstruktywnego,
ale zawsze tego pragnął.
(Michael)

Michael postanowił wyjść z domu, on tylko go ograniczał. Zawsze każdy uważał go za jakiegoś dzieciaka, a był w wieku Raby. To wszyscy właśnie ją uważali za kogoś lepszego. Chociaż ona zawsze powtarzała mu, że są równi. Wszyscy, nie ma znaczenia czy ktoś w kogoś oczach bardziej błyszczy czy nie, bo to tylko jego opinia. Każdy ma swoje zadanie. Raby miała dużo zadań, wiele razy otarła się o śmierć próbując uratować nie tylko jego, ale i innych. Zawsze udawała twardą, nikt nawet nie pomyślał, że w środku nadal jest ta dziewczyna, przed elektryzacją, która dbała o wszystkich, ale wtedy jeszcze nie mogła poradzić nic. Była jak on. On też chce teraz zrobić coś, żeby uratować ją, brata, wszystkich. W jej wieku nie zrobił nic konstruktywnego, ale zawsze tego pragnął. Przeszedł się przez starą polanę ogrodnika. Na dachu zauważył śpiącą dziewczynę. Gdzieś ją kiedyś widział, wiedział to. Widząc ją...czuł pustkę. W sercu, w umyśle. Wiedział, że znał ją. Ale nie pamiętał kim dla niego była, czy ją lubił czy też nie. To okropne uczucie, za nic nie mógł sobie przypomnieć nic o niej. Jej włosy choć krótsze, lekko potargane, nadawały jej dziewczęcego uroku. Oczy miała zamknięte, spała? Zaintrygowała go. Miała jakby czerwoną...nie, purpurową sukienkę? Podszedł bliżej. Dach był wysoki, wdrapał się dzięki kamieniowi. Otworzył szeroko oczy...Nogi miała jakby zrośnięte z pobliskim drzewem.  Jej ręce były lekko wydłużone, palce mimowolnie złączone. Wiedział, że nie była zwyczajna. Wiele takich znał. Obudziła się.

Z ciekawością zbliżyła się do tego okna. Chociaż czuła, że podłoga mogła się w każdej chwili zawalić. Jak duże kamienie położone na jakiejś siatce, huśtała się. Rozejrzała się, okno miała widok na spokojne jezioro. Światło księżyca wlatywało do pokoju lekko zatrzymując się na jej twarzy. Pomyślała, że może by nim wyskoczyła? Już się szykowała, ale...coś ją powąchało. Walnęła ręką w coś, co stało za nią. Czuła, że odskoczyło. Zacisnęła pięści, skumulowała zimno w dłoniach. Wybiegła i zaczęła bić na oślep w ciemności, trafiła. Osobnik poczuł, że twardy lód pochodzący z jej dłoni przepala mu brzuch. Czyżby pochodził z Hellionu. Pstryknął palcami. Zapaliło się światło. Teraz...wyglądało to jak zwykły pokój...bez mebli.
- Kim jesteś!? - rozbiła lód z pięści o pobliską ścianę.
- Ja chyba sam powinienem o to spytać.
- Raby, Raby Glasser.
Zmarszczył brwi. Wyglądał jak typowy Hellon. Z wyglądu...i z ciała. Jednak był w garniturze.
- Nefryt. - Podał jej rękę, ta ścisnęła ją nieufnie, poczuła ból, chociaż niewielki.
- Więc...Nefrycie, tak? Jak się stąd wydostać?
- Może najpierw powiesz, co tutaj robisz?

Sny ma się albo słodkie, albo kwaśne, albo gorzkie.
Słodkie to marzenia, gorzkie to koszmary, kwaśne to sny rzeczywiste.
(Zegar)

Scott ruszył, miał gdzieś, że oni zostali w tyle. Niby szli za nim, ale to jednak kilka metrów, ich rozmowa ledwo docierała do niego. Nie odpowiedział na wiele pytań. Wiedział, jakie zdanie mieli o Raby. Podróż trwała dość długo. Jednak w końcu Hellion stanął przed nimi w całej okazałości. Przemknęli przez śliskie węgielne ścieżki. Scott zauważył skałę, która zlodowaciała. W Hellionie jest zazwyczaj bardzo gorąco...Skąd tu lód? Wiedział, że Raby tu jest. Teraz nawet nie bał się spotkania z Aaronem. Ważne było tylko to, żeby odbić Raby i wrócić z nią do domu. Nie lubił, kiedy mieszała się w coś, w co nie musiała. W końcu Bercka i Rig dogonili go.
- Młody, nie strzelaj takich fochów, bo naprawdę na dobre Ci to nie wyjdzie. Trzymamy się razem. Chyba nie chcesz..żeby ten pomyleniec...tfu, znaczy Raby zginęła? - powiedział Rig. Berca walnęła go po głowie. Weszli do zamku, jednak faktycznie, owe korytarze ich przeraziły. Bądź co bądź gdzieś musieli trafić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy