Czas, który płynąc tak bardzo boli.
Bliscy, których brak tak bardzo boli.
Bliscy, jednak dalecy,
kochający, choć nieżyjący.
Na zawsze.
Obudził
się z bólem głowy, zawsze się tak budził. Raby nie śpiąca już od
północy jak zwykle siedziała w kuchni pijąc ostygłą kawę nawet nie
zdając sobie sprawy, że słońce mogło by ją odwiedzić spod ciężkich
karminowych rolet. Niewysoki, zaspany, stary, dobry, Michael. Pstryknął
palcami przed jej twarzą. Ona nie spała. Mógłby przysiąc, że czuwała.
Otworzyła oczy, swoje brązowe, odbiły się w tafli kawy, spojrzała na
dzieciaka.
- A twój brat to kiedy przyjdzie? - zaśmiała mu się w
twarz. On tylko prychnął i usiadł na stoliku przyglądając się jej
twarzy. Była zmęczona, obolała, wyssana z życia. Na jej łokciach były
mocno zaciśnięte bandaże, troszkę poczerwieniały.
- Coś się stało? - zapytał.
Nie
wiedziała o co mu chodzi. Popiła trochę kawy...to był błąd, wypluła ją
na podłogę. Nie smaczna, zimna, ohydna. Wrzuciła kubek do zlewu, rozbił
się na drobne kawałki, zakaszlała krwią pochylając się lekko.
Wystraszony podszedł do niej i poklepał ją po plecach, krztusiła się. Na
jej odsłoniętej szyi pojawiały się siniaki, w szybkim tempie przestała
panować nad ciałem, rzucały nią konwulsje w różne strony, upadła na
kolana. Zaczęła wrzeszczeć, że boli, że boli ją brzuch. Złapała się za
niego i ścisnęła go mocno wbijając paznokcie.
Wbili
jej w brzuch nóż. Utraciła wiele śnieżnobiałej krwi, nie mogła umrzeć
od zwykłego noża. To nie jest przecież możliwe. Zacisnął jej ręce na
szyi, zaczęła się dusić. Podniósł ją do góry używając większej ilości
siły. Rzucił ją na podłogę i wyjął z niej nóż.
- Ulleveyerle Lily Pion? Córka wyroczni, żywiąca się ludzkich żywiołakiem... To jest w ogóle dozwolone?
Stęknęła
tylko próbując doprowadzić się do ładu. Gdyby była w posiadaniu
skrzydeł, gdyby miała jakąkolwiek moc to zabiłaby go tu i teraz. Tyle w
niej kiełkowało nienawiści. Udało jej się tylko przeżyć.
-
Twoja matka? Ihellada? Znałem ją. Nie wiem, jak mogła urodzić coś
takiego. Do tego kobieta. Do niczego w tej wojnie nieprzydatna.
- Wojnie? - jej oczy otworzyły się gwałtownie.
-
Hellion, cukiereczku. Zapewne zginiesz. Lepiej trzymaj się tej swojej
dziewczynki. Nie wiem, jak słabsza osoba może górować i pobierać energię
życia...
- Raby Glasser.
Ucichł.
Chłopak
siedział przed jej pokojem z nadzieją, że ona jeszcze żyje. Nie mógł na
to patrzeć. Nie rozumiał tego. Scott przyniósł jedzenie, jednak
zmartwił się widząc swojego brata i słysząc krzyki Raby. Wbiegł szybko
do jej pokoju zostawiając chłopca za uchylonymi drzwiami. Akurat ustało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz